27 października 2010

wściekłe koty

co za badziewie z tego bloggera.com jak nie pozjadane komentarze to znikające posty, ostatnich 2miesięcy w ogóle nie widać (ja nie widzę przynajmniej) a teksty z tytułami się pomieszały i obrazki też zjadło...
wyprowadzam się!

28 września 2010

mizeria

poszłam do pracy. daleko, wyjechać musiałam i mieszkać poza domem i wracać tylko na weekendy i dziecko do żłobka posłać a męża samego zostawić... i myślałam nad zmianą zawodu bo to przecież tak nie może być zawsze, ale już po tygodniu zmieniłam zdanie, bo jednak kurde lubię swoją pracę!
poza tym korzystając z okazji, że dom wreszcie pusty włamali się nam do domu i ukradli mi komputer... nic właściwie innego cennego nie było do ukradzenia, bo telewizora nie posiadamy ani innego sprzętu a i ochrona zaraz przyjechała, jednak komputer ze wszystkimi kontaktami i zdjęciami i wszystkim innym cennym tylko dla mnie (choć dobrze, że bez haseł i ważnych adresów)...
laptopa ponoć bardzo łatwo namierzyć, łatwiej niż skradziony samochód, bo wystarczy, że się podłączy do sieci, nawet jak system przeinstalują, ale co mi po samym kompie bez moich danych wykasowanych...?
zatem nie mam żadnych waszych adresów ani numerów gg.
a w pracy znowu wspinam się po rusztowaniach, ucieram ręcznie zaprawę wapienną, wdycham kurz i słucham audiobooków a moja niby szefowa wierzy, że a joga otwiera umysł na zło, nergal jest satanistą a rosjanie zabili kaczyńskiego...
i tak o.

25 sierpnia 2010

serwus Eustachy

Co ja mam z tymi imionami ostatnio? Jak nie Rudolf to Eustachy… ale spoko, nie chodzi tym razem o kolejnego psa. Chodzi konkretnie o jogę.
Bo zaczęło się od tego, że pojechałam znowu na kurs. Na kurs vedic art – malowanie sercem i tam oprócz malowania była joga, gongi i misy, ogniska, śpiewy i tańce i nie było ani męża ani dziecka!!! Oboże jak ja odpoczęłam! Ale nie, Eustachego też jeszcze wtedy nie było.
Po powrocie z tegoż kursu pełna energii, zapału, rozciągnięta do granic, rozluźniona i rozruszana postanowiłam zatrzymać ten stan jak najdłużej i w tym celu znaleźć sobie jakąś jogę w miejscu zamieszkania. Nie wiedziałam, że to okaże się aż tak trudne, ale to tylko dlatego, że nie znałam jeszcze Eustachego. Nosz mówię wam na jakim zadupiu mieszkam – nigdzie nie ma jogi! W końcu z pomocą internetu znalazłam najbliżej położony czyli jedyne 26km drogi klub sportowy, w którym uwaga uwaga od czerwca NOWOŚĆ joga dla początkujących! I teraz uważajcie, bo do akcji wkracza Eustachy. W tymże klubie sportowym siłka, bieżnia i takie tam, aerobik prowadzi Ania, pilates Sylwia a jogę Eustachy… no spoko – myślę sobie – nie dyskryminujmy nikogo ze względu na wiek, rasę czy inne uprzedzenia ;) Niewiele myśląc znalazłam telefon i dzwonię na jeden z piętnastu podanych numerów (akurat taki wybrałam, co do mojej sieci pasował) się zapytać jak to wygląda. I zgadnijcie kto odebrał? Tak, Eustachy nie tylko z imienia ale i z głosu brzmiał na 60+ ale strasznie był wyluzowany a na koniec powiedział do mnie „serwus”. Kiedy ostatnio ktoś powiedział do was serwus hę? No to pojechałam.
Pani w recepcji zaczęła się gęsto tłumaczyć, że to w zasadzie są tylko elementy jogi połączone z elementami streczingu i elementami aerobiku, ale wtedy już chęć poznania Eustachego była TAK wielka, że nic nie było w stanie mnie zniechęcić. Zapłaciłam, dostałam kluczyk do szafki, przebrałam się, poszłam jeszcze do kibla i… kiedy usłyszałam z korytarza głośne SERWUS aż mi z wrażenia kluczyk od szafki wpadł do muszli…. Porażka.
Zajęcia faktycznie niewiele miały wspólnego z jogą i ogólnie jakoś tak nawet się nie spociłam. Przed wejściem Eustachy prosił żeby podpisać oświadczenie, że nie bierze odpowiedzialności za pogorszenie się stanu choroby psychicznej ani pogłębienie depresji…. Podpisałam. Nie pogłębiła mi się depresja, choć w zasadzie niewiele brakowało, bo przez całe zajęcia nic nie słyszałam, gdyż na cały regulator grała płyta z zapętlonym w kółko „Hare Kriszna, Kriszna Kriszna Hare Hare, Hare Rama, Rama Rama, Rama Rama Hare Hare…” Porażka. A na koniec Eustachy powiedział, że dobrze sobie poradziłam i jestem ogólnie rozruszana oraz skąd jestem i co robię a także opowiedział mi o sobie…. I tak nam się całkiem przyjemnie gawędziło dokąd nie wspomniałam, że mam dziecko i męża, wtedy to Eustachy rzucił szybko „ no to serwus” i zniknął. Kolejna porażka. I jeszcze włosy miał na blond tlenione.
Taaaak to był jeden z ciekawszych wieczorów w tym tygodniu.
;)